Ogłoszenie

Witamy na Forum "Rycerze y Kupcy"!

Linki:

- Regulamin Forum
- Dzielnica Mieszkalna (Przedstaw się tam koniecznie!)
---> -AKTUALNE SPOTKANIE KLUBU <---
- Administracja Forum
- Giełda Forumowa

  • Index
  •  » Artykuły
  •  » Uwięzienie wilka Fenrisa (oparte na mitologii skandynawskiej)

#1 2012-01-23 22:42:33

 kapadocja

Był statystą w Avatarze

24643945
Skąd: Salt Lake City
Zarejestrowany: 2009-12-26
Posty: 574
Punktów :   
Armia w WFB: Wood Elves

Uwięzienie wilka Fenrisa (oparte na mitologii skandynawskiej)

Odyn schylił się pod poskręcanymi korzeniami Yggdrasila, przechodząc na znaną sobie ścieżkę. Kosmiczne drzewo skryło go pod sobą, otulając boską postać półmrokiem. Jednooki pan Asów szedł spiesznym krokiem, mars na jego czole zdradzał jakowąś troskę. Srebrne źródło o zimnej, jasnej wodzie było coraz bliżej, słyszał już jego szept. Miał nadzieję, że Mimir zechce dzisiaj rozwiać targające nim wątpliwości, że wskaże rozwiązanie dławiącego problemu.
     Odrzucił w tył połę błękitnego płaszcza i przebył kolejny fragment drewnianego labiryntu.
     Oczy Thursa były zamknięte, jakby pogrążył się w drzemce. Woda obmywała szyję Mimira, nucąc mu do ucha asgardzkie kołysanki.
     Siwowłosy starzec przystanął na brzegu wartkiego strumienia, odchrząknął i ozwał się:
- Mimirze, Opiekunie Mądrości, zbudź się! - Głos Odyna przebrzmiał, rozbijając się o korzenie Drzewa i niknąc w spienionej toni. Olbrzym westchnął, poruszył się, jakby chcąc zatrzymać krople ożywczych, sennych marzeń, i podniósł powieki. Mrugnął kilkakrotnie i skupił wzrok na twarzy Sig-tyra.
- Czego znowu ode mnie chcesz, szalony synu Burra?
- Rady, przyjacielu. Poznania tajemniczego, zobaczenia niewidzialnego. Podziel się ze mną swoją mądrością, Nauczycielu. - Pan Srebrnego Pałacu skłonił się nisko, oczekując na odpowiedź.
- Cóż trapi cię tym razem, Asie zrodzony z Bestii? - Odin wyprostował się i spojrzał prosto w szare tęczówki olbrzyma.
- Bękart tego, z którym pomieszałem krew.
- Mówisz z taką pogardą, jakbyś sam nigdy nie zbrzuchacił żadnej dziewki – zaśmiał się Mimir. Szczęki władcy Asgardu zadrżały, gdy przełykał kolejną zaprawianą dziegciem potwarz.
- Z łona tych, które posiadłem nigdy nie wypełzła poczwara! - warknął. Gromki śmiech zanurzonego w wodzie Opiekuna Mądrości zagrzmiał, wprawiając w drżenie Wiecznie Zielony Jesion.
- Co racja, to racja. Nie perz się tak, kiedy brak po temu przyczyny. Mówię, jak jest. I dobrze o tym wiesz. - Bóg, chcąc osiągnąć zamierzony cel, zmuszony został do odłożenia dumy na bok. Wszak kto słyszy tę wymianę zdań? Nikt, świadkiem jest tylko szemrzący potok.
- Odpowiesz mi tedy? - spytał, cedząc słowa przez zaciśnięte zęby.
- Pytaj, Asie.
- Opowiedz mi o wilku, o straszliwym Pustoszycielu, który ziewając, łączy szczękami ziemię i niebo, mów o Mieszkańcu Bagien, spłodzonym przez Lokiego z Angbrodą w Jotunheimie. Półmartwa Hel, jego córa, zstąpiła pod Nilfheim, by tam rządzić tymi, którzy przepłynęli Gid, Jormunganda wrzuciłem w morze, a ten rozrósł się, by połknąć własny ogon. Nie wiem cóż mam począć z Fenrisem, najstarszym z tego pokracznego miotu. Zabić go nie mogę, nie godzi się pruć tkanin splecionych przez Norny, w których wzorach wyszyły los nas wszystkich... W Asgardzie również nie chcę go trzymać, to okrutna i krwiożercza potwora! Nikt nie może nad nim zapanować, nikogo nie słucha... Tylko Tyr zbliża się do niego, by rzucić mu jakiś ochłap.- Wszechojciec ścisnął dłonie w pięści i wbił twarde spojrzenie w Głowę Mimira. Widzący przeszłość, przyszłość i teraźniejszość zasępił się i spoważniał.
- Masz rację, zabić go nie możesz. Wówczas sprowadziłbyś nieszczęście na cały Asgard... - Źrenice uciekły mu wgłąb czaszki, ukazując białka. Powieki drgały, oddech przyspieszył, woda wokół głowy spieniła się. -  Wszystko, co jest nam zapisane, musi się wypełnić w odpowiednim czasie – kontynuował. -  Nie wcześniej, nie później, tylko właśnie wtedy, kiedy jest przeznaczone. Fenrir musi żyć. Widzę go... Widzę, jak miota się w łańcuchach, próbując przerwać więzy. Czerwone niebo rozpościera się nad Asgardem, zwiastując Ostatnią Bitwę... Wyrywa się... Wilk jest twoją śmiercią, Odynie. - Spojrzał na pobladłą twarz gospodarza Walhalli i zamilkł.
- Dziękuję ci, przyjacielu... Rzuciłeś nieco światła na mrok mego strapienia – wychrypiał starzec i czym prędzej zawrócił.

     Ośmionogi Sleipnir pędził z rozwianą grzywą, niosąc swego pana wprost do Sokkwabekk Pałacu O Srebrnych Ścianach. Gdy tylko jego kopyta uderzyły o brukowany dziedziniec, na powitanie wybiegły dwa szare wilki. Geri i Freki radośnie obskakiwali idącego szybko mężczyznę. Wilczury nie zważały ani na pulsujące wściekłością skronie, ani na pobielałe od zaciskania pięści kłykcie tego, którego były obrońcami. Pląsały, zadowolone, że wrócił.
     W progu powitał Odyna Thor, rozkładając ramiona i uśmiechając się szeroko.
- Ojcze!
- Nie teraz! - odburknął Sig-tyr i minął miedzianobrodego woja. Jego kroki zadudniły echem w kamiennym korytarzu, oddalając się, umilkły, po czym znów stały się bardziej słyszalne. Thor stał wyprostowany, za plecami mając wysoko stojące słońce, gonione po nieboskłonie przez żarłocznego i nieustępliwego Skolla. Złote promienie oświetliły powracającego spiesznie Odyna. Zatrzymał się przed synem, wskazał na niego krogulczym palcem i powiedział:
- Zwołaj mi wszystkich Asów. Wszystkich! - podkreślił.  Pan Bilskirniru skłonił się sztywno i odszedł, by zadość uczynić życzeniu władcy Asgardu.

     - Radźcie tedy, cóż należy nam czynić? - zagrzmiał Odyn, wyłuszczywszy zebranym problem i treść przepowiedni. Asowie spojrzeli po sobie, przy stole zaszumiało od szeptów, jednak nikt nie odpowiedział wprost. Dopiero Thor, rozejrzawszy się wokół, wstał i rzekł:
- Nie jestem przekonany, czy Fenrisa naprawdę nie można zabić. Mogę to sprawdzić, złóżcie sprawę w moje dłonie, a łeb wilka spadnie z jego plugawego karku szybciej, niż kruki, Huginn i Muninn zdążą oblecieć Asgard.
- Głupcze! - krzyknął pan Asów, uderzając wściekle pięścią w stół. Wzdłuż blatu przebiegło z jękiem pęknięcie, kielichy zadrżały, roniąc purpurowe krople wina.
- Chcesz sprowadzić zgubę na nas wszystkich?! - kontynuował. - Nie waż się podnieść ręki na żadną istotę, w której żyłach płynie nasza krew! Nawet tak parszywą, inaczej pogrążysz cały świat w mroku, popiele i posoce! - Niecierpliwy bóg spuścił wzrok i przygryzł wargę. Po chwili podniósł dumnie głowę i zaproponował:
- Skoro nie wolno mi położyć trupem bestii, tedy zwiążmy ją łańcuchem, którego nie zerwie i trzymajmy na uwięzi dopóty, dopóki nie nastanie czas, gdy wszystkie okowy spróchnieją. - Pomruki aprobaty grały we wszystkich gardłach, tworząc zgodny chór. Wszechojciec w zamyśleniu potarł palcami pobrużdżone zmarszczkami czoło.
- Niechaj tak będzie, tylko kto tego dokona?
- Ja. - Milczący dotąd Tyr wyprostował się i wsparł dłoń na rękojeści przypasanego miecza. - Mnie wilk ufa najbardziej, to ja codziennie przynoszę mu strawę. Przysięgam wam, że nie spocznę, póki piekielny basior nie legnie spętany - zapewnił i dla zwiększenia wagi złożonej obietnicy grzmotnął się prawicą w szeroką pierś.
- Niech się stanie, jak mówisz, mężny i nieustraszony Tyrze.
- Wykuję łańcuch, który zatrzyma basiora – rzekł Wayland, z trudem wstając z zajmowanego miejsca. - Jeszcze dziś biała stal zadźwięczy pod uderzeniami mojego młota. Wykuję łańcuch gruby i solidny, abyśmy nie musieli lękać się czyhającego potwora! - Siedząca tuż koło niego Freya aż zaklaskała z radości, furkocząc sokolimi piórami, z których spleciony był jej płaszcz.
- To dopiero będzie widowisko! - pisnęła radośnie, sprowadzając na siebie gniewne spojrzenie swego bliźniaczego brata – Frey'a.
- Za trzy dni spotkamy się u stóp wieży Hlidskjalf i zobaczymy, na co zda się nasz plan – zawyrokował Odyn, kończąc tym samym wiec.
     Wayland, kuśtykając, powrócił do swojej siedziby i zamyślił się głęboko. Z czego wykuć łańcuch, który zdoła zatrzymać piekielną bestię? Jakiej stali użyć? Jakie runy powinny w nim zalśnić? Nie! Run nie wolno wkuć, bowiem Fenris może zwietrzyć podstęp i cały plan legnie w gruzach... Rozłożył narzędzia, rozpalił w piecu i, nałożywszy gruby fartuch, jął rozdmuchiwać żar.
     Pracował bez wytchnienia, dwukrotnie Skoll i Hati zdążyli przebiec po niebie, zanim stal uderzana młotem wydała ostatni jęk. Wayland zważył w dłoniach gruby jak jego przedramię łańcuch.
- Słuchaj mnie, metalu, z którego wykułem te pęta, słuchajcie mnie, nierozerwalne ogniwa! Nadaję wam imię, Leading, i rozkazuję uwięzić wilka aż po koniec czasów! - Jego słowa dźwięczały chwilę w srebrzystych okach, po czym rozpłynęły się w falującym gorącem powietrzu.

     Odyn siedział na swym tronie na  Hlidskjalf i obserwował uważnie wszystkie dziewięć królestw. Jego ptasi szpiedzy, Huginn i Muninn, wyruszyli w swoją codzienną trasę i zniknęli właśnie za widnokręgiem, jeden na wschodzie, drugi na północy. Pan Asów podrapał się w zamyśleniu po długiej, siwej brodzie, oparł rękę o kolano i, zapatrzywszy się w dal, błagał w duchu Norny, by wspomogły jego zamierzenia.
     Z zadumy wyrwał go spokojny głos szybkonogiego Hermoda:
- Wszyscy już są i czekają na ciebie. - Skłonił się nisko.
- To świetnie... Czy kowal przyniósł kajdany?
- Tak. Prezentują się doprawdy imponująco. - Odyn dopiero teraz przeniósł spojrzenie na Posłańca. Wstał powoli, rozprostowując kości i zszedł z wieży.
      - A gdzie to piekielne psisko? - zapytał, nie widząc nigdzie Fenrisa.
- Powinien niebawem przybyć, wraz z Tyrem – odpowiedział Frey. Jego słowom po chwili stało się zadość, bowiem na horyzoncie pojawił się wielki, włochaty kształt. Wilk zbliżał się; dopiero, gdy zatrzymał się przed zgromadzonymi bogami poczuli oni prawdziwą grozę bijącą od bękarta Lokiego. Wielki łeb zwiesił się nad nimi, popatrując z góry żółtymi ślepiami.
- Tyrze, cóż to miał być za turniej, zdradź mi, wszak jesteśmy na miejscu, obiecałeś! - szczeknął w stronę idącego za nim wojownika. Z wyjaśnieniem pospieszył Odin, który, odchrząknąwszy, rzekł:
- Dzielny Fenrisie, Tyr opowiadał nam na walhalijskiej uczcie, iż jesteś najsilniejszym i najpotężniejszym ze stworzeń zamieszkujących Asgard... Twój opiekun zarzekał się, żeś jest bardziej mocarny nawet od mego syna, Thora! - Słysząc te słowa wilk prychnął, wydymając pogardliwie wargi.
- Oczywiście, że tak jest. Wątpisz? - Usiadł, by podrapać się tylną łapą za uchem. Wstał, otrzepał się, rozpryskując na wszystkich wielkie krople lepkiej, cuchnącej śliny i mlasnął:
- Możemy się sprawdzić, abyście nie mieli już żadnych wątpliwości. - Wyszczerzył w psim uśmiechu zębiska. Odyn pogratulował sobie w duchu sprytu; dokładnie tego chciał... Jego twarz przybrała jednak strapiony wygląd.
- Cóż, Fenrisie, tak się zastanawialiśmy, jaka konkurencja mogłaby najlepiej ukazać nam twoją potęgę i okryć cię sławą... - Fenris nastawił uszu. - I uradziliśmy, że najefektowniejszy będzie spektakl, w którym rozerwiesz łańcuch.
- Pfff. Pokażcie mi go. - fuknął. Wayland przekazał Odynowi masywne okowy.
- Wykułem go specjalnie na tę okazję i nazwałem Leadingiem. -  Wycofał się, wracając do przyglądających się w milczeniu Asów. Wilczur podszedł parę kroków i wyciągnął pysk, by dokładniej przyjrzeć się trzymanemu przez boga przedmiotowi.
- Wygląda na solidny – mruknął, obwąchując metal.
- Czyżbyś się jednak obawiał?
- Ja?! Skądże! Ja nie boję się niczego! Zwiążcie mnie, proszę bardzo, a pokażę wam, do czego jestem zdolny! - Usiadł sztywno, dumnie podnosząc łeb. Tyr wziął Laedinga i oplótł nim siwe cielsko. Wilk naprężył wszystkie mięśnie. Więzy zatrzeszczały i, ku przerażeniu i zdziwieniu wszystkich, na ziemię posypały się pozrywane ogniwa.
- Phi, słaby ten wasz Leading. Nawet się nie zmęczyłem – ziewnęła bestia. - Nudne to, gdy będziecie mieli coś naprawdę zajmującego, wtedy zawracajcie mi głowę. - Odbiegł w stronę swojego leża, hardo podnosząc kitę.
     Potok przekleństw wylał się z wykrzywionych wściekłością ust Odyna, gdy syn Lokiego zniknął w oddali.
- Mówiłeś, że wykujesz kajdany, które utrzymają go aż do samego Ragnaroku! - wrzasnął. Wayland, nie dowierzający własnym oczom, strapił się srodze.
- Tak powiedziałem i słowa dotrzymam. Myślę, że słabością łańcucha okazały się być zbyt kruche sploty. Z mojej kuźni otrzymasz pęta trwalsze, o większej sile. Jeśli pozwolisz, panie, udam się od razu do swych posiadłości, by jak najszybciej móc zdjąć troskę z twych barków. - Pozostał w ukłonie, dopóki rozjuszony Odin go nie odprawił.

     Powróciwszy do swej pracowni, Wayland opadł niemal bez sił na krzesło i skrył twarz w dłoniach. Wziął kilka głębokich oddechów i zapytał sam siebie:
- Jak to się mogło stać? Jak mogłem ponieść tak sromotną klęskę? A może Fenris naprawdę jest tak wielkim siłaczem? - Wstał i ponownie rozdmuchał ogień.

     - Fenrisie, mocarzu, mam dla ciebie nowe wyzwanie, aby urozmaicić ci pobyt w Asgardzie. - Odyn uśmiechnął się szeroko i ukazał mu na wyciągniętych rękach potężniejszy niż ostatnio, stalowy splot.
- A cóż to? - Wilk wstał, przeciągnął się i poruszył nosem, węsząc.
- To jest Dromi, łańcuch wykuty dłońmi zawstydzonego przez ciebie Waylanda. - Kowal uznał, że był zbyt niezgrabny i przez to pękł.
- Dziwne... Przecież ten niewiele się różni... Może i jest grubszy, ale i ja urosłem od czasu ostatniej próby.
- Udowodnij nam to!
- Toż to fraszka! - Zamerdał ogonem. - Pokażę wam! - Odyn osobiście założył okowy na pysk, łapy i tułów wielkiego bydlęcia. Oczy wszystkich Asów wpatrywały się w wilczura z nadzieją, że nie podoła. Fenris szarpnął raz i drugi i po chwili o trawę uderzyły rozszarpane oka.
- Mówiłem, że Dromi nie ma ze mną szans, ha! Wasze łańcuchy są dla mnie niczym, nigdy nie wykujecie takiego, który zdolny byłby mnie zatrzymać! - krzyczał, podskakując wkoło. -  A teraz idźcie już, chcę odpocząć po posiłku! - Oblizał pysk różowym jęzorem i spojrzał się z zadowoleniem na swój cień, powiększający się każdego dnia.

     Złoty puchar uderzył z brzękiem o ścianę, wgniótł się i upadł na podłogę, wylewając z siebie resztki wina. Odyn ponownie przemierzył komnatę szybkim, pełnym złości krokiem. Powietrze aż iskrzyło, rozedrgane emocjami. Nikt z obecnych nie odważył się odezwać słowem.
- Co tak stoicie?! Mówcie coś! Cóż wypada nam czynić teraz, gdy nasz boski kowal ponownie poniósł klęskę?! - Wayland spuścił wzrok i spłonął rumieńcem wstydu i porażki.
- Skoro Waylandowi się nie powiodło, to nikt w całym Asgardzie nie jest w stanie podołać. - Frey wyszedł nieco przed szereg i podniósł pogruchotany kielich. Przyjrzał mu się bardzo dokładnie, przeglądając się w klejnotach. Wielewiedzący przeniósł powoli spojrzenie na oblicze rozsierdzonego Sig-tyra.
- Mało tego – kontynuował. - Ludzie z Midgardu ani olbrzymy Jatunheimu też pewnie niewiele dokażą.
- Do czego zmierzasz? - Odin zmrużył swe jedyne, błyszczące gniewem oko.
- Jest za dalekim Nilfheim ziemia zwana Svartalheimem. - Wietrzny bóg powrócił do oglądania drogocennego naczynia. - Jest to kraina ciemnych elfów. W postrzępionych, czarnych szczytach tamtejszych gór żyją ponoć najbieglejsze w kowalskim rzemiośle istoty. Krzaty, które od wieków nie oglądały słońca, na pewno je znasz... - Frey ponownie skupił uwagę na władcy Asów.
- Taaak... - Zamyślił się Sig-tyr – Przypominam sobie skarłowaciałe olbrzymy o chciwych oczkach, dużych, obwisłych nochalach i zgrabiałych dłoniach... Wyrosły z larw pożerających truchło syna buchającego ogniem Muspell i błyszczącego wówczas lodem Nilfheim, jeśli mnie pamięć nie myli.  Twoja siostra mocno nalegała, by ukryć je pod ziemią.
- Owszem, żądałam tego, bowiem nie mogłam patrzeć na ich obrzydliwe oblicza. - Śliczna Freya wydęła buńczucznie wargi, ciaśniej otulając się pierzastym szalem.
- Za twoim pozwoleniem, wyślę tam mojego posłańca, Skirnira. - wtrącił jej bliźniaczy brat.
- Uczyń tak.

     Skirnir pędził tęczowym mostem na grzbiecie Blodughofiego, dawno zostawili już za sobą posępną postać Heimdala, strażnika Asgardu. Przemknął przez Midgard, przebył mgły Nilfheim, aż w końcu kopyta jego wierzchowca uderzyły o krainę Svart Alfarów. Posłaniec Frey'a sam był elfem, jednak pochodził ze świetlistego Alfheimu, toteż nieswojo poczuł się w krainie mrocznej i, zdawałoby się, wymarłej. W oddali majaczyły ostre szczyty Nidavellir, gdzie mieszkały podłe kreatury, zrodzone z czerwi toczących martwe ciało Ymira.
     Wędrówka dawno nie uczęszczanym szlakiem była niemożliwa dla konia, więc ten ostatni odcinek lśniący wewnętrznym blaskiem Alf musiał przebyć na własnych nogach. Dotarłszy do ziejących czernią jaskiń tchnących stęchłym odorem, rozejrzał się w poszukiwaniu jakiegokolwiek ze swych cienistych pobratymców. Gdzieś na granicy widoczności, kątem oka, dostrzegał ruch, lecz gdy tylko odwracał się w tamtą stronę, nie widział już nic. Drobne kamyczki osuwały się ze zbocza, rozdzierając ciszę nagłym stukotem. Brudne niebo wisiało tuż nad złotą głową Skirnira, wicher, wyjąc pomiędzy ostrymi szczytami, popędzał szparko skłębione chmury, przecinane z rzadka przytłumionym światłem błyskawic. Niskie pomruki budzącej się burzy zbliżały się coraz bardziej, po chwili na wyschnięty, bury piach, spadły pierwsze, grube krople zimnego deszczu. Wiatr wzmógł się, wydymając płaszcz posłańca i targając jego jasną czupryną. Skirnir zmrużył oczy i parł niestrudzenie naprzód, gnany zarówno obowiązkiem, jak i strachem przed wciąż rosnącym wilkiem biegającym po łąkach Asgardu. Zdawał sobie sprawę, że jeśli jego misja zakończy się fiaskiem, wówczas nikt i nic nie uratuje świata przed szalejącym monstrum, coraz bardziej łakomym i nieokiełznanym.
     - Czego chcesz, świetlisty? - Skrzekliwy głos zabrzmiał tuż za nim, wkomponowując się w ostatnie nuty cichnącego grzmotu. Posłaniec Frey'a odwrócił się powoli i spojrzał w pomarszczoną twarz karła. Małe, świdrujące oczka bezczelnie go taksowały, złośliwy uśmieszek błądził po ukrytych pod oklapłym nosiskiem, wąskich wargach.
- Przybyłem na życzenie Asów zamieszkujących Asgard do najznamienitszych kowali Dziewięciu Królestw, synów Ivaldiego, Dvalina, Brokkiego i Sindriego.
- No toś dotarł. - Próżność ciemnego elfa została mile połechtana, więc zerknął na przybysza nieco przychylniej, nie przestając jednak szacować wartości i rachować kosztowności wszytych w jego odzienie.
- Czegóż to życzą sobie od nas Asowie? - spytał po chwili.
- Pan Asgardu potrzebuje wykuć łańcuch tak mocny, by nawet Thor nie mógł go rozerwać.
- Trudne to zadanie. - Dvalin podrapał się po szczecinie porastającej gdzieniegdzie jego chropowatą brodę. - Ale nie niemożliwe... Oczywiście za drobną opłatą. - Zatarł dłonie i wyszczerzył pożółkłe zęby.
- Przecież hańbą byłoby przybyć do was, mistrzowie stali, bez godnego podarku. - Skłonił się nisko jasny elf, po czym podał karłowi pękatą sakwę. Chciwa kreatura czym prędzej rozplątała rzemień i zajrzała do środka. Żądza i podziw w oczach Svar Alfara upewniły Skirnira w przeświadczeniu o niskości tej rasy. Zapłata została przyjęta krótkim skinięciem głową. Zawiązawszy kabzę, kowal kiwnął na nieoczekiwanego gościa i poprowadził go krętym korytarzem w miejsce, z którego wyrastają góry.
     - Zaczekaj tu, świetlisty. Czekaj i nie niecierpliw się. Przyjdę, gdy twój łańcuch będzie gotów. - Karzeł rozmył się w panującym wokół mroku. Skirnir został sam w plątaninie tuneli, gdzieś na rozdrożu. Tylko jego własne, nikłe światło rozpraszało lepkie ciemności. Elf miał wrażenie, że cień chwyta go za szyję wydłużającymi się palcami i dusi, dławiąc wszystkie zmysły. Czas jakby nie dotyczył tego miejsca; ni powiew wiatru, ni żaden odgłos nie zmąciły spokoju martwych sztolni. Alfheimczyk czekał, nerwowo rozglądając się wokół, próbując przebić wzrokiem czarną kotarę skrywającą wszystkie drogi. By dodać sobie otuchy wsparł dłoń na głowni miecza, który onegdaj podarował mu Frey. A co, jeśli on nie wróci, jeżeli dałem się oszukać? – pomyślał z przerażeniem. Nie miał pojęcia, jak wydostać się z tego labiryntu. Zaczęła ogarniać go klaustrofobiczna panika... Mijały minuty, a może godziny... Skirnir nie miał pojęcia, ile razy Hrimfaksi, koń ciągnący rydwan nocy, przemierzył swój szlak, strzepując ze spienionego pyska rosę na uśpioną ziemię. W końcu jednak, gdy posłaniec zwątpił już we wszystko, Dvalin powrócił, niosąc w dłoniach cienką, jedwabną wstęgę.
- Proszę, świetlisty. Oto łańcuch, który powstrzyma najtęższych i najbardziej krzepkich. - Skirnir zamrugał z niedowierzaniem.
- Ta linka?!
- Nie wątp, słoneczny Alfie, w kowalskie zdolności potomków Ivaldiego! Zaklęliśmy w tym srebrnym sznurze tupot stóp kota, spletliśmy z brody kobiety, ścięgna niedźwiedzia i korzeni skał, zwilżyliśmy śliną ptaka, a potem osuszyliśmy oddechem ryby. Tak powstał Gleipnir, okowy, których nikt nie zdoła przerwać! - Jasny elf wziął sceptycznie Gleipnira; więzy były lekkie i miękkie.

     Odyn siedział na tronie zapatrzony w płomienie Muspell. Na jego ramieniu przycupnął zdrożony Muninn, poprawił twardym dziobem puch pod skrzydłem i wrzasnął:
- Skirrrrnirrrr wrrraca, Skirrrnirrr wrrraca, Skirrrnirrr wrrraca! Kra! Kra! Wrrrraca posłaniec Frrreya! Kra! Kra! Wrrraca! Wrraca! - Odyn spojrzał w paciorkowate oczy ptaka i pogładził po gładkich, lśniących granatem piórach.
- Chociaż ty przynosisz mi dobre wieści. - Uśmiechnął się.

     - Fenrisie, co powiesz na małe polowanie? Słyszałem, że Middgard obfituje ostatnio w dorodne jelenie o przecudnym porożu i szczupłych pęcinach. - Tyr, idący na czele Asów, uśmiechnął się.
- Za nic się stąd nie ruszę, Tyrze! Myślisz, że jestem głupcem? Póki jestem w Asgardzie, póty nic mi się nie może stać. Ja wiem, że Odynowi jestem nie w smak i nie zamierzam narażać się bez konieczności. Poza tym, tu mi się podoba. - Przeciągnął się leniwie, ziewając. Dagur, siedzący na koźle swego podniebnego wozu, zaprzężonego w Lśniącogrzywego Skinfaxiego, był dopiero w połowie drogi, toteż słońce stało wysoko, grzejąc siwe futro wielkiej bestii.
- To może wybierzemy się nad Amsvarlnir? Tam ponoć również można zdybać niezgorszego zwierza. - Ull pogładził napiętą cięciwę łuku.
- Hmmm – zamyślił się wilk. - Niech będzie, przyda mi się trochę ruchu. - Bogowie odetchnęli z ulgą i wszyscy ruszyli w stronę chłodnego jeziora.

     - Gdzie ten twój zwierz, Tyrze?
- Fenrisie, mówiłem o middgardzkich, długonogich jeleniach, jednak ty nie chciałeś przekraczać wielobarwnego Bisfortu. Nie moja wina, że nad Amsvarlnir nic żeśmy nie wytropili.
- A może zrezygnujemy z łowów, skoro i tak nie są zbyt udane, i napijemy się słodkiego miodu, co ty na to, Fenrisie? - zaproponował Odyn.
- Czemu nie... Myślę, że na tamtej wyspie uda mi się złapać jeszcze trochę złotych włosów słońca – szczeknął rozradowany i wskoczył w przejrzystą toń.

     Skały, nagrzane przez cały dzień, teraz ochoczo oddawały zgromadzone ciepło. Mani powoli wychylał swą pełną, srebrną twarz znad wzgórz, rozświetlając ciemniejące niebo. Bogowie śmiali się, żartowali, popijali wino i miód, rozprawiając z wielkim wilkiem o różnościach.
- Wiesz, Fenrisie – zaczął pan Asów. - Zadziwiła mnie twa niepospolita siła. Jeszcze nigdy nie widziałem, aby ktokolwiek z taką łatwością zrywał więzy na miarę Leadinga i Dromiego. - Basior wypiął dumnie pierś i wywalił z zadowoleniem jęzor.
- Po prostu nawet Thor musi przyznać, że nie dorównuje mi w zapasach. - Podrapał się za spiczastym uchem.
- W zasadzie moglibyśmy się spróbować... - Thor upił łyk. Odin sięgnął do sakwy i wyjął z niej Gleipnira.
- Więc zerwij, synu ten sznur. Zobaczymy, czy ci się uda ta sztuka. - Rudobrody bóg odstawił kielich i wziął z rąk ojca niby-jedwabną wstęgę. Wstał, naprężył mięśnie, stęknął, szarpnął ze wszystkich sił, lecz Gleipnir nie chciał ustąpić. Zdziwiony władca gromu uniósł brew i spróbował ponownie, z równie mizernym rezultatem. Wilk przyglądał się przedstawieniu z zainteresowaniem. Podszedł w końcu, by obwąchać łańcuch.
- Teraz ty spróbuj, dla ciebie to powinna być łatwizna!
- Nie podoba mi się to. Wietrzę w tych więzach magię i podły podstęp. - Zarzucił łbem. - Poza tym, nie poskromiliście mnie Leadingiem, porwałem w strzępy Dromiego, jakiż zaszczyt czekałby mnie po uwolnieniu się z tego wiotkiego rzemyka?
- Tchórz cię obleciał, przyznaj się! - zakpił Thor.
- Tchórz?! Ja nie wiem, czym jest lęk! - warknął. - Dobrze, pozwolę wam się związać, ale jeden z was, jako gwarancję, że nie ma w tym fałszu, włoży prawicę do mojej paszczy. - Szmer przebiegł po zebranych i rozwiał się w nastałej po chwili grobowej ciszy.
- Czyżbym miał rację, iż próbujecie mnie oszukać?! - fuknął na Asów.
- Skąd taka myśl, Fenrisie? - spytał Tyr, podchodząc do leżącego na ziemi Gleipnira. Podniósł go i podał Thorowi. - Zwiąż wilka, ja ręczę za szczerość tego konkursu – powiedział, patrząc prosto w oczy pobladłego boga. Ten chwycił sznur i zaczął oplątywać nim wilcze cielsko, gdy tylko dłoń Tyra spoczęła pomiędzy zębiskami bestii.
- Gotowe! Pokaż nam swą siłę, niezwyciężony! - Wilczurowi niepotrzebna była ta zachęta. Napiął barki, czekając, aż więzy opadną. Mierzył się z nimi dłuższą chwilę, lecz Gleipnir, zamiast rozszerzać się i pękać, zaciskał się wokół jego ciała tym ciaśniej, im mocniej wilk się szarpał.
- Zdrada! Zdrada! Gleipnir jest zaklęty magią! Podstępni, źli Asowie! - wrzasnął i zawarł potężne szczęki na ręce Tyra, odgryzając mu przedramię. Bóg krzyknął, widząc krwawy kikut, i odskoczył od miotającego się potwora. Tymczasem pozostali złapali za końcówki sznura i przymocowali go do skał. Wilk piszczał, skamlał, wył i złorzeczył.
- Będziesz tu tkwił aż po Ragnarok, bękarcie Lokiego! - zawyrokował Odyn, zarzucił połę niebieskiego płaszcza i odszedł. Thor, mając już dosyć wrzasków podnoszonych przez uwięzionego zwierza, chwycił swój miecz i wsadził go w rozdziawioną paszczę, rękojeść opierając na języku, a ostrze wbijając w podniebienie. Poklepał Tyra, odtąd nazywanego Odważnym, po ramieniu i ruszyli za Odinem ku bramom Walhalli, by tam świętować zwycięstwo przy stole Frei.


Jedyna możliwość żonatego mężczyzny, by w domu mieć ostatnie słowo, to przyznać rację żonie

Offline

#2 2012-01-25 14:00:46

 Cobalt

Lubi mocne wejścia

Skąd: Khatovar
Zarejestrowany: 2010-12-06
Posty: 351
Punktów :   
Armia w WFB: High Elves

Re: Uwięzienie wilka Fenrisa (oparte na mitologii skandynawskiej)

"Mars na czole Odyna" - sprytnie wplotłaś odniesienie do innej mitologii
Krasnale: ".. o chciwych oczkach, dużych, obwisłych nochalach i zgrabiałych dłoniach... wyrosłe z larw pożerających truchło.." - wiedziałem że coś jest z nimi nie tak. Teraz już wiem co. Ciekawe co na to Mroczny Kiciuś

A na serio: mało akcji, a za dużo drzewa genealogicznego (jak na tak krótkie opowiadanie imho).


==========================
  Achievement unlocked: Left the house
==========================

Offline

#3 2012-01-25 20:47:30

 kapadocja

Był statystą w Avatarze

24643945
Skąd: Salt Lake City
Zarejestrowany: 2009-12-26
Posty: 574
Punktów :   
Armia w WFB: Wood Elves

Re: Uwięzienie wilka Fenrisa (oparte na mitologii skandynawskiej)

Cobalt, opowieść jest sfabularyzowanym mitem nordyckim. Ja nadałam bohaterom jeno nieco kolorytu, trochę więcej wyjaśniłam... Więc Kiciuś pochodzenia Dwarfów czepić się nie może, bo dokładnie z tego samego korzystał Mistrz Tolkien... Każda z postaci, każda "genealogia", jak to nazwałeś, jest  opisana w Eddach - zbiorach mitów i podań wikińskich. Ja postanowiłam pokazać Wam akurat ten, w którym bogowie wiążą Fenrisa, by ich nie pożarł przed Ragnarokiem.

Dziękuję za komentarz


Jedyna możliwość żonatego mężczyzny, by w domu mieć ostatnie słowo, to przyznać rację żonie

Offline

  • Index
  •  » Artykuły
  •  » Uwięzienie wilka Fenrisa (oparte na mitologii skandynawskiej)
Forum "Rycerze y Kupcy" (c) 2011. Wszelkie prawa zastrzeżone dla gen. Szramy. free counters Free Page Rank Tool

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.liveofshinobi.pun.pl www.filozofiauo.pun.pl www.radzymincentrumpark.pun.pl www.pndc.pun.pl www.ogamedodatki.pun.pl