Ogłoszenie

Witamy na Forum "Rycerze y Kupcy"!

Linki:

- Regulamin Forum
- Dzielnica Mieszkalna (Przedstaw się tam koniecznie!)
---> -AKTUALNE SPOTKANIE KLUBU <---
- Administracja Forum
- Giełda Forumowa

#1 2010-12-07 00:45:43

 gen. Szrama

Ściąga rozpiski z rapida

2802563
Skąd: Radomsko/ Częstochowa
Zarejestrowany: 2009-06-08
Posty: 1861
Punktów :   
Armia w WFB: VC 1,5k
Armia w LOTR: Easterlings (400pkt)
WWW

Rydaur: Pamiętnik Rycerza Foraglara

Było koło 5 rano. Chłód wrześniowego poranka obudził już większość ludzi. Obóz powoli podnosił się z nocnego otępienia. Podobno było nawet mroźno. Być może... Ja spałem w ciepłym łożu i nie narzekałem. Ludzie są już zmęczeni. Półtora miesiąca przemieszczają obóz z miejsca na miejsce, morale właściwie dawno upadło. Kieruję bandą wystraszonych pachołków, która w każdej konfrontacji z wrogiem natychmiast pierzcha... Ale oni nie rozumieją na czym stoi ten świat. Bez porządku nie ma istnienia. Chaos wdziera się do nas przez każdą granicę, ale nie możemy pozwolić, by nas ogarnął. Musimy być dumni, że to my jesteśmy Ci dobrzy, uczciwi i praworządni. To czyni nas silniejszymi...

Po ogarnięciu obozu doszedłem do wniosku, że długo nie wytrzymamy. Walka partyzancka przy użyciu 200 ludzi to może i realne, ale nie, gdy nikt nie chce nawet łba wychylić poza palisadę. Żołnierze boją się wyjść na patrol nawet czwórkami, by nie wpaść w ręce Leśnych Szatanów.
Sam najchętniej bym to robił, ale niestety nie należy to do moich obowiązków. Obyśmy zdążyli coś zdziałać dzisiaj w imię cesarza...

Wróciłem do namiotu po przeglądzie wojsk. Kazałem polać trochę wina i wyprawić ludzi na polowanie. Mam nadzieję, że trochę rozrywki postawi ich na nogi.
Zbliża się zima. W tym roku zapowiada się naprawdę ostra. Granice przestaną być patrolowane w czasie śniegu. Garnizony jak zwykle zostaną uszczuplone o regularne dezercje. Mimo to, ja wierzę w swoją sprawę. Po porannym posiłku usiadłem w skórach niedźwiedzich na wpół leżąc i zacząłem rozmyślać. Do głowy przyszło mi ostatnie spotkanie z Alcarionem na granicy pół miesiąca temu. Nie chciał już dłużej słuchać o porządku i opuścił mnie ze swoim pułkiem. Tak stary przyjaciel, a tak wielki zawód. Od tamtego czasu moi ludzie totalnie stracili do mnie szacunek. Alcarion przeszedł na stronę wroga - według niego po tamtej stronie leżą jego ideały. Ale nie, nie ma w naszym kraju miejsca na chaos. Londrakar to monarchia silna i skonsolidowana, nie barbarzyńskie "królestwo" Evronu, gdzie władca ma kilka żon, nie ma nawet zalążków biurokracji, a większość ludu żyje w błogiej wolności. To w naszej domenie każdy zna swój cel życia. To my zbudujemy przyszłość na krwi evrońskich głupców! Skończy się czas rozpusty! Londrakarczycy zaprowadzą !... zanim się zorientowałem, moje rozmyślania słychać było na zewnątrz, tak, że strażnicy zajrzeli do namiotu sprawdzić co się dzieje...

Nie wiem, dlaczego mnie zdradził. Poznaliśmy się już tak dawno... Zaciągnęliśmy się do tego samego pułku i przeżyliśmy w nim wspólnie 3 lata służby. Potem rozesłano nas do różnych garnizonów. Od samego początku wojny już po dwóch miesiącach widzieliśmy się z powrotem i mieliśmy za zadanie dwoma pułkami piechoty zabezpieczyć Wąwóz Kości przed Evrońską nawałnicą. A tu niespodzianka... Alcarion zdradził swoją ojczyznę. Zdradził mnie. Ale dlaczego? Co mu strzeliło do głowy? Nie jest w jego stylu takie zachowanie. Jestem rozdarty. Muszę wymierzyć karę zdrajcy, a pozwoliłem mu na oczach tylu gości i moich ludzi odejść ze swoimi. Być może racja, że wtedy nasza misja stałaby się bezsensowna, ale... do diabła z tym.
Nie, nie ma czasu na głupie rozmyślania.

Wyszedłem z namiotu. Z kierunku wejścia do obozu słychać było grzmoty, niczym nadchodząca burza. Oczywiście nam, wprawionym w rzemiośle ludziom nie trzeba było długo słychać, by rozpoznać w tym złowrogim dudnieniu jazdę... Ciężką, jazdę...
-Do broni!! - ktoś krzyknął i wszyscy jak stali w bezdechu wsłuchując się w tętent nadchodzącej formacji natychmiast rzucili się do swych namiotów, po miecze, tarcze, buzdygany i całą inną śmiercionośną menażerię na wyposażeniu Londrakarskiego 23. Pułku Ciężkiej Piechoty. Serce podchodziło mi do gardła, gdy słyszałem śpiew setek końskich kopyt. Rytm, który wyznaczał tempo moich myśli, wrażenie, jakie zapełniało mój mózg... Żołnierze jeszcze nie wiedzieli co to było, ale już byli zrozpaczeni. Grzmoty były tym bardziej silniejsze, gdyż obóz rozbiliśmy w małym wąwozie. Ustawili się w szeregi. Łucznicy trzymali napięte łuki, lecz cięciwy drgały im jak chorągwie przy dużym wietrze. Słyszymy, że są już za laskiem, niecałe pół kilometra od obozu. Mgła jednak działa jak przekaźnik, nie pozwala nawet na najdrobniejszą wątpliwość, czy to dzieje się naprawdę... Zbliżają się - między drzewami, błyskają cienie rzucane przez jeźdzców...
-Bić po kopytach! - zakomenderował dowodzący chorągwią. Byłem przerażony. I stało się! Zza kępy drzew wyjechały pierwsze sylwetki na rżących rumakach!
-Salwa!!! - wściekle krzyknął ochrypłym głosem dowódca i cięciwy świsnęły strącając cały pierwszy szereg jazdy. Byli już o krok. Kilku ludzi cisnęło broń i rzuciło się do ucieczki. Reszta zwarła szyk dobrze wiedząc, że teraz jedyny ratunek to stawać mężnie, tamci wbrew pozorom są już na pewno straceni. Stałem pochylony w trzecim szeregu na lewej flance, gdy dowódca po trzykrotnym rozkazie salwy, zakomenderował:
-Strzelać bez rozkazu!
by zaraz potem krzyknąć:
-Miecze!!!
Zamiast chrzęstu broni słychać było tylko okrzyk Evrończyków cwałujących we frontalnej szarży. Widać dowódca nie stracił tu chyba jako jedyny zimnej krwi i machinalnie powtarzał utarte kwestie nie zastanawiając się nad nimi dłuższej chwili. Tylko pierwszy szereg stał wyprostowany z pawężami. Drugi trzymał piki. Długie, długie londrakarskie piki. Trzeci szereg stanowili goście i łucznicy. Ja i paru innych dostojnych panów byłem wyjątkiem - pozwolono nam wziąć ulubioną broń, czyli w moim wypadku korbacz. Dowódca wrzasnął na całe gardło "Cesarz Waszą tarczą, wiara Waszą bronią!". W tym i ja. Wtem konie uderzyły swą masą w pawęże. Grzmotnięcie kilkustekilowego rozpędzonego rumaka nawet w wbitą pawęż skończyło się dla tych ludzi bardzo tragicznie. Większość naszych ugięła się, lecz na szczęście wielu jeźdzców strącili włócznicy. Londrakarska Ciężka Piechota to przyzwoicie szkoleni i specjalnie wybierani mężczyźni. Same potężne chłopy, którzy potrafią wiele więcej zdziałać mięśniami niż przeciętny mieszczanin. Konie wywracały się przewalając kilku naszych naraz. Wiele jednak skończyło podróż ze złamanym drzewcem w karku. Jazda Evrońska straciła impet, a w kontakcie nie miała szans. Pikinierzy szybkimi pchnięciami zdejmowali jeźdzców. Przede mną żołnierz wbił Evrończykowi włóczię w prawe ramię, a potem przekręcił by haki przytrzymały przebitą na wylot skórę, po czym silnie pociągnął zrzucając biedaka na ziemię. Nie zdążył dolecieć do ziemi, zanim włócznik nie miał w ręce wyciągniętego z pochwy miecza, wspierając kolegów. Przerażenie chyba dodało nam siły.  Nad głową świsnął mi miecz, gdy odwróciłem się w hełm uderzył mnie morgensztern, ogłuszając i przewracając na ziemię. Upadłem twarzą w rozmiękła czerwoną ziemię. Cała twarz wytaplała się w krwi i błocie. Napiłem się jej przypadkiem. Wzięło mnie obrzydzenie, lecz w szale splunąłem tylko i powstałem otumaniony podcinając Evrończyka walczącego obok i miażdżąc mu głowę krawędzią tarczy. Podniosłem wzrok wyżej, a tam rycerz Kosemyr dostał właśnie tym samym buzdyganem w twarz. Cios odwrócił jego zmiażdżone lico w moją stronę i jego bezwładne zwloki spadły mi tuż przed oczy. Podniosłem się i zamachnąłem korbaczem na ślepo. Poczułem targnięcie, które powaliło dwóch przeciwników. Schyliłem się, by uniknąć ciosu jeźdzca, którego już za chwilę ściągnęli nasi strzelcy.
-Chronić Pana! - zdaje się krzyknął ktoś wokół, nie jestem pewien, wciąż byłem ogłuszony, ale ludzie zebrali się wokół mnie. Evrończyków niewielu zostało na koniach, pikinierzy walczyli już mieczami. Chyba wygrywamy. Obejrzałem teraz spokojnie pole walki i tylko pojedyncze czarno-czerwone mundury migały między naszymi złoto-czarnymi. W końcu odtrąbiono odwrót, który osłonili konni łucznicy zmuszając nas do schowania się za tarczami...

Obóz ucichł. Podłoże gniło. Całe zasłane było podartymi łachmanami, konającymi lub trupami, zakrwawioną stalą. Lepiło się do nóg i chlupotało przy każdym kroku. Bordowe kałuże zamieniły ten teren w bagno. Jęki rannych doprowadzały nas do szaleństwa. Zabraliśmy tych, których dało się uratować, resztę zostawiliśmy sępom na pożarcie. Obóz spakowaliśmy w ciągu paru chwil. Niestety zostało nas już tylko kilkudziesięciu. Musieliśmy się wycofać... Gdyby Alcarion nie zdradził nie doszłoby do tej rzezi... Osobiście obedrę go ze skóry!!!
Lecz teraz musimy wrócić do garnizonu cali i poprosić o posiłki. Do Amredoru mamy tydzień drogi, jeśli Bóg da, dojdziemy, a jak nie...

Po ostatniej bitwie musieliśmy się wycofywać wgłąb naszego terytorium pozostawiając granicę niestrzeżoną. Trudno, nie było innego wyjścia.
Nie było sensu wykrwawiać się na granicy, a kto wie, czy nie liczy się każdy człowiek...

Słońce wstało już dawno, jednak godziny nie można zgadnąć, bo niebo całe zachmurzone. Deszcz padał ciągle, z różną intensywnością, ale ciągle. Karawana mojego oddziału zmęczona marszem i potyczką stanowiła łatwy cel nawet dla grupy dobrze zorganizowanych zbójów. Na szczęście Evrończycy w swym ostatnim najeździe nie puścili z dymem naszego namiotu z żarciem. Stan osobowy mimo, że uszczuplony, to z drugiej strony nie tragiczny, biorąc pod uwagę potyczkę z trzykrotnie liczniejszym wrogiem w dodatku jazdą i to nie zwykłą jazdą, a jeźdzcami Cenoher.
Z bólem muszę stwierdzić, że są lepsi w walce konnej od naszych ludzi z Shimr. Cud, że przeżyliśmy pogrom. Z drugiej strony, dziwne, że puścili nas. Być może obawiali się, że jesteśmy przednią strażą cesarskiej armii?
Pies im mordy lizał! Na razie muszę dojść do celu w jednym kawałku.

3go dnia marszu doszło do spotkania z chorągwią kapłana Parlausa. Kapłan ten był przyjacielem każdego Londrakarczyka. Nie traktował wojny jako sposobu rozwiązywania konfliktu, ale powinność wobec cesarza zawsze wykonywał skrupulatnie. Można z nim było porozmawiać na wszelkie tematy teologiczne, szkoda, że ja akurat nie miałem o czym. Mimo to lubiłem go jako prawego człowieka. Niestety jego wadą była słaba wola i ogólna strachliwość. W obliczu śmierci poddałby się bez chwili zastanowienia... Mimo to zasilił nasz oddział 15 fanatycznymi rycerzami i... korowodem męczenników, ascetów, kobiet, dzieci i innego żywego inwentarza. Teraz nic już nie mogło nas zaskoczyć...

Ale przyszłość to materiał na kolejny wpis.


Przepraszam za wszystkie literówki, ale moja klawiatura jest dyslektyczką

Offline

#2 2010-12-07 20:56:46

 Konrad

Udaje ważniaka

6751607
Skąd: Miasto Świętej Wieży
Zarejestrowany: 2010-03-10
Posty: 284
Punktów :   
Armia w WFB: Wojownicy Chaosu (1k)
Armia Warmachine & Hordes: (wkrótce) Trolle

Re: Rydaur: Pamiętnik Rycerza Foraglara

Primo : zapisuj liczebniki słowami. Wtedy praca lepiej wygląda, a tak to obniża poziom (wygląda jak powergamerski rapor bitewny - było i 200.32, orki zabili 3ech it...)
Secundo : "cwałujących w szarży" , lepiej by brzmiało : "szarżujących" Cwał to najszybszy bieg możliwy dla konia, jednak jeździec który SZARŻUJE  (poniekąd to szarżuje koń) ... koń i jeździec wyglądają inaczej przy cwale, a inaczej przy szarży Porównaj sobie ruch konia w zawodach jeździeckich, a w bójkach kibolskich gdzie interweniują policjanci na koniach.
Tertio :  korbacz to aby na pewno to samo co cep bojowy ?

Pozatym praca nawet spoko. Fajnie zrobiłeś opis potyczki. +100 PD.


NIE JESTEM POWERGAMEREM! no.. może troche...

Offline

#3 2010-12-08 10:37:30

 gen. Szrama

Ściąga rozpiski z rapida

2802563
Skąd: Radomsko/ Częstochowa
Zarejestrowany: 2009-06-08
Posty: 1861
Punktów :   
Armia w WFB: VC 1,5k
Armia w LOTR: Easterlings (400pkt)
WWW

Re: Rydaur: Pamiętnik Rycerza Foraglara

Hahaha, a widzisz, chodziło o kiścień zamiast korbacza Ale pisałem to opowiadanko łohoho z 6 lat temu . Jak je czytałem musiałem zrobić parę poprawek stylistycznych, a opis bitwy jest prawie całkiem zmieniony, dawniej miał być tak brutalny, że aż wyszedł śmieszny . BTW cep bojowy brzmi mi tak śmiesznie, że nawet celowo popełniałbym błąd, byle to lepiej brzmiało
1- zgadzam sie
2- ale policjanci na koniach to nie jazda która ma taranować


Przepraszam za wszystkie literówki, ale moja klawiatura jest dyslektyczką

Offline

Forum "Rycerze y Kupcy" (c) 2011. Wszelkie prawa zastrzeżone dla gen. Szramy. free counters Free Page Rank Tool

Stopka forum

RSS
Powered by PunBB 1.2.23
© Copyright 2002–2008 PunBB
Polityka cookies - Wersja Lo-Fi


Darmowe Forum | Ciekawe Fora | Darmowe Fora
www.wse.pun.pl www.ndcs.pun.pl www.demonicangels.pun.pl www.wojna-feudalna.pun.pl www.yourtwillight.pun.pl