...Ciemno¶æ nagle zosta³a rozproszona ogniem zapalniczki, do którego po chwili do³±czy³ ¿arz±cy siê koniec cygara. Po ca³ej sali roznios³a siê woñ alduryjskiego tytoniu. A ja siedzia³em przywi±zany do krzes³a, zakrwawiony, zabrudzony i odziany w ³achmany.
-Zapaliæ ¶wiat³a!- rozleg³ siê ochryp³y g³os komisarza Doydle'a.
Gdy jasno¶æ ogarnê³a pokój, mój prze³o¿ony zacz±³ zbli¿aæ siê do mnie powolnym krokiem. Mimo, ¿e szed³ trzymaj±c rêce za plecami, doskonale wiedzia³em, co trzyma w d³oniach. By³ to jego ulubiony pistolet boltowy. Pochyli³ siê nade mn± i powoli powiedzia³.
-20 czo³gów... 6 plutonów piechoty... 15 stanowisk dzia³ laserowych... wsparcie ogniowe w postaci Bazyliszków... Miesi±ce treningów... i to wszystko posz³o w pizdu przez ciebie!- wycedzi³ powoli komisarz.
Zmierzy³em go pogardliwym wzrokiem, a on nie przejmuj±c siê tym kontynuowa³.
-Powierzy³em ci jeden z wa¿niejszych fragmentów naszego systemu zaopatrzeniowego, a ty to wszystko zje******! Nosz do kur** nêdzy nigdy nie spotka³em tak niekompetentnego kapitana jak ty. Za twój czyn powinni¶my ciê powiesiæ za jaja na oczach ca³ego dowództwa! O ile ty je w ogóle masz!
Chcia³em na niego splun±æ, rzuciæ siê i go udusiæ, ale nie mog³em...
-Przez ciebie kpi± sobie z naszego regimentu w ca³ym Ultima Segmentum! Jeste¶ jedn±, wielk± kup± ¶cierwa!
Zacz±³ sapaæ i kaszleæ, poniewa¿ by³ astmatykiem. Gdy wreszcie z³apa³ oddech, powiedzia³ do mnie:
-Jutro staniesz przed s±dem wojskowym. O 6.00 podjedzie po ciebie 2. Pluton 3. Kompanii i odwioz± ciê do Kwatery G³ównej Dowództwa. Tam...-spojrza³ na mnie lodowato-...Tam zadecyduj± o twojej przysz³o¶ci.
I zdzieli³ mnie z ca³ej si³y pistoletem po g³owie. Straci³em przytomno¶æ.
¦ni³ mi siê dzieñ, który zapocz±tkowa³ koniec mojej kariery wojskowej. S³oñce jeszcze nie wzesz³o do koñca nad horyzont, gdy z ³ó¿ek zerwa³ nas d¼wiêk dziesi±tek eksplozji. Jako jeden z pierwszych wybieg³em na zewn±trz naszych koszar. To co zobaczy³em na niebie bardzo mocno mnie przerazi³o. Ujrza³em setki ma³ych rakiet, kierowanych przez ma³e orki, nazywane chyba grotami, czy jako¶ tak. Co sekunda w ziemiê uderzali zielonoskórzy kamikadze. Wzi±³em do rêki megafon i zacz±³em wykrzykiwaæ rozkazy. Na szczê¶cie uda³o mi siê opanowaæ jako tako sytuacjê i oko³o 80% kompanii by³o gotowe, aby stan±æ do walki.
-Wszyscy na stanowiska! Bagnety na karabiny!- krzycza³em dalej- Kapral Reds do mnie!
Po jakiej¶ minucie podbieg³ do mnie mój znajomy Reds dzier¿±cy Vox Caster'a i zameldowa³:
-Kapral Reds gotowy do s³u¿by!-
-To dobrze. Udaj siê do wie¿y nadawczej, wzmocnij swój sygna³, i nadaj do dowództwa, ¿e potrzebujemy pomocy! Kiedy otrzymasz wiadomo¶æ zwrotn± wróæ do mnie i poinformuj mnie, kiedy i czy wogóle przybêdzie jakie¶ wsparcie! Bêdê w bunkrze 101! No ju¿, ruszaj!-
-Tak kapitanie!-
Du¿a czê¶æ koszar by³a w ogniu, wszêdzie le¿a³y trupy. ¯o³nierze byli ju¿ w okopach, gotowi na przyjêcie szturmu. Uda³em siê do bunkra 101, gdzie czekali na mnie wszyscy cz³onkowie dowództwa mojej kompanii. Nalot orczych rakiet ju¿ siê skoñczy³, ale wci±¿ s³yszeli¶my dudni±c± ziemiê. W mgle pojawia³ siê powoli kszta³t jakiej¶ biegn±cej masy cia³. Ziemia zaczê³a dr¿eæ, a gdzieniegdzie wybucha³y pociski z orczych dzia³. Wyda³em rozkaz, aby pluton czo³gów rozpocz±³ ostrza³. To samo mia³y wykonaæ oddzia³y dzia³ laserowych. Nagle z mg³y wynurzy³a siê wrzeszcz±ca fala orków, za któr± sz³y a¿ 3 garganty! Serce podesz³o mi do gard³a, gdy¿ nigdy nie przysz³o mi walczyæ z tak przewa¿aj±cymi si³ami. Do bunkra wbieg³ Reds, który przekaza³ mi smutn± wiadomo¶æ.
-Kapitanie, wszystkie oddzia³y s± zajête, ale otrzymamy wsparcie ogniowe kilku baterii typu Bazyliszek.-
-Cholera!- Schowa³em rêce w twarz. Po d³ugim zastanowieniu powiedzia³em- No nic, musimy siê broniæ. Reds!
-Tak, kapitanie!-
-Przeka¿ wszystkim plutonom, aby zaczê³y strzelaæ z karabinów!-
-Tak jest!-
-Chor±¿y Turtlingstone, przejmiesz dowództwo, puki mnie nie bêdzie!-
-Tak, kapitanie! Ale co zamierzasz zrobiæ?!-
-Mam zamiar dokonaæ najbardziej szalonego manewru w moim ¿yciu!-
Wybieg³em z bunkra. Co si³ w nogach popêdzi³em do jednego z leman russów i kaza³ wyprowadziæ ten czo³g razem z dwoma innymi na ty³y koszar, gdzie mia³em obj±æ komendê w jednym z nich. Gdy wreszcie zasiad³em w czo³gu rozkaza³em wyjechaæ z obozu i wjechaæ w poblisk± mg³ê. Kieruj±c siê odg³osami bitwy obkr±¿y³em orcz± armiê i znalaz³em siê wraz z oddzia³em leman russów na ty³ach wroga. Z ³atwo¶ci± mo¿na by³o dostrzec g³owy gargantów.
-¯o³nierze! Celujcie w g³owy tych machin!
Nim orkowie zrozumieli co siê dzieje, pierwsza z ich trzech machin zosta³a zestrzelona. Jednak zielonoskórzy nie przejêli siê tym zbytnio, s±dz±c, i¿ ostrza³ dochodzi z obozu i uparcie nacierali dalej. Mg³a opad³a. Jeden z gargantów dostrzeg³ nas i zacz±³ do nas strzelaæ. 2 czo³gi wybuch³y, mój straci³ napêd i kierowców. Prze¿y³em ja i strzelec w wie¿yczce. Mocno krwawi³em. Na [nie]szczê¶cie gargant przesta³ siê nami interesowaæ i ruszy³ na koszary.
-Kapitanie! Kapitanie, ¿yjesz?!-
-Tak szeregowy, ¿yjê, ale ju¿ nie d³ugo.-
-Odniosê ciê do obozu 1. Kompanii!-
-A co z NASZYM obozem?!-
Na to ju¿ nie otrzyma³em odpowiedzi...
Podoba siê wam? Bo nie wiem czy kontynuowaæ? Notka do graczy IG: nie znam siê na gwardii imperialnej za dobrze, wiêc wybaczcie, jak bêd± b³êdy w nazwach, lub bêdzie trochê nie klimatycznie.
Ostatnio edytowany przez Gruby (2011-12-28 13:09:55)
Offline
Twoje opowiadanie przypad³o mi do gustu, jest dynamiczne i trzyma czterdziestkowy klimat. Znalaz³o siê kilka rzeczy, do których siê przyczepi³am, ale to poni¿ej. Popracuj nad ortografi±, interpunkcj± i zapisem dialogów. Zagadk± dla mnie jest, po kiego grzyba Ci ten drugi my¶lnik, gdy nie dodajesz ¿adnego wtr±cenia odno¶nie otoczenia czy mówi±cego. No i pamiêtaj o spacjach przed i po my¶lnikach.
Kontynuuj.
Gruby napisał:
...Ciemno¶æ nagle zosta³a rozproszona ogniem zapalniczki, do którego po chwili do³±czy³ ¿arz±cy siê koniec cygara. Po ca³ej sali roznios³a siê woñ alduryjskiego tytoniu. A ja siedzia³em przywi±zany do krzes³a, zakrwawiony, zabrudzony [brudny, imo, brzmia³oby lepiej] i odziany w ³achmany.
-Zapaliæ ¶wiat³a!- rozleg³ siê ochryp³y g³os komisarza Doydle'a.
Gdy jasno¶æ ogarnê³a pokój, mój prze³o¿ony zacz±³ zbli¿aæ siê do mnie powolnym krokiem. Mimo, ¿e szed³ trzymaj±c rêce za plecami, doskonale wiedzia³em, co trzyma w d³oniach. By³ to jego ulubiony pistolet boltowy. Pochyli³ siê nade mn± i powoli powiedzia³.
-20 czo³gów... 6 plutonów piechoty... 15 stanowisk dzia³ laserowych... wsparcie ogniowe w postaci Bazyliszków... Miesi±ce treningów... i to wszystko posz³o w pizdu przez ciebie!- wycedzi³ powoli komisarz. [umar³am, gdy to przeczyta³am XD]
Zmierzy³em go pogardliwym wzrokiem, a on[,] nie przejmuj±c siê tym[,] kontynuowa³. [moim zdaniem zamiast kropki dwukropek]
-Powierzy³em ci jeden z wa¿niejszych fragmentów naszego systemu zaopatrzeniowego, a ty to wszystko zje******! Nosz do kur** nêdzy[,] nigdy nie spotka³em tak niekompetentnego kapitana jak ty. Za twój czyn [za to, co zrobi³e¶, imho] powinni¶my ciê powiesiæ za jaja na oczach ca³ego dowództwa! O ile ty je w ogóle masz!
Chcia³em na niego splun±æ, rzuciæ siê i go udusiæ, ale nie mog³em...
-Przez ciebie kpi± sobie z naszego regimentu w ca³ym Ultima Segmentum! Jeste¶ jedn±, [zbêdny przecinek] wielk± kup± ¶cierwa!
Zacz±³ sapaæ i kaszleæ, poniewa¿ by³ astmatykiem. Gdy wreszcie z³apa³ oddech, powiedzia³ do mnie:
-Jutro staniesz przed s±dem wojskowym. O 6.00 podjedzie po ciebie 2. [w tekstach literackich liczebniki zapisujemy s³ownie] Pluton 3. Kompanii i odwioz± ciê do Kwatery G³ównej Dowództwa. Tam...- [spacja]spojrza³ na mnie lodowato [tu te¿]-...Tam zadecyduj± o twojej przysz³o¶ci.
I zdzieli³ mnie z ca³ej si³y pistoletem po g³owie. Straci³em przytomno¶æ. [zbyt oczywiste. Widaæ, ¿e staæ Ciê na wiêcej]
¦ni³ mi siê dzieñ, który zapocz±tkowa³ koniec mojej kariery wojskowej. S³oñce jeszcze nie wzesz³o do koñca nad horyzont, gdy z ³ó¿ek zerwa³ nas d¼wiêk dziesi±tek eksplozji. Jako jeden z pierwszych wybieg³em na zewn±trz naszych koszar. To[,] co zobaczy³em na niebie bardzo mocno mnie przerazi³o. Ujrza³em setki ma³ych rakiet, kierowanych przez ma³e orki, nazywane chyba grotami, czy jako¶ tak. Co sekunda w ziemiê uderzali zielonoskórzy kamikadze. Wzi±³em do rêki megafon i zacz±³em wykrzykiwaæ rozkazy. Na szczê¶cie uda³o mi siê opanowaæ jako tako sytuacjê i oko³o 80% [s³ownie!] kompanii by³o gotowe, aby stan±æ do walki.
-Wszyscy na stanowiska! Bagnety na karabiny!- krzycza³em dalej[.]- Kapral Reds do mnie!
Po jakiej¶ minucie podbieg³ do mnie mój znajomy Reds[,] dzier¿±cy Vox Caster'a i zameldowa³:
-Kapral Reds gotowy do s³u¿by!- [a po co tu ten my¶lnik? o.O]
-To dobrze. Udaj siê do wie¿y nadawczej, wzmocnij swój sygna³, i nadaj do dowództwa, ¿e potrzebujemy pomocy! Kiedy otrzymasz wiadomo¶æ zwrotn± wróæ do mnie i poinformuj mnie [powtórzenie], kiedy[,] i czy wogóle [w ogóle] przybêdzie jakie¶ wsparcie! Bêdê w bunkrze 101 [ju¿ pewnie wiesz... s³ownie]! No ju¿, ruszaj!-
-Tak kapitanie!-
Du¿a czê¶æ koszar by³a w ogniu, wszêdzie le¿a³y trupy. ¯o³nierze byli ju¿ w okopach, gotowi na przyjêcie szturmu. Uda³em siê do bunkra 101 [sto pierwszego], gdzie czekali na mnie wszyscy cz³onkowie dowództwa mojej kompanii. Nalot orczych rakiet ju¿ siê skoñczy³, ale wci±¿ s³yszeli¶my dudni±c± ziemiê. W [We] mgle pojawia³ siê powoli kszta³t jakiej¶ biegn±cej masy cia³. Ziemia zaczê³a dr¿eæ, a gdzieniegdzie wybucha³y pociski z orczych[powtórzenie] dzia³. Wyda³em rozkaz, aby pluton czo³gów rozpocz±³ ostrza³. To samo mia³y wykonaæ oddzia³y dzia³ laserowych. Nagle z mg³y wynurzy³a siê wrzeszcz±ca fala orków, za któr± sz³y a¿ 3 [trzy] garganty! Serce podesz³o mi do gard³a, gdy¿ nigdy nie przysz³o mi walczyæ z tak przewa¿aj±cymi si³ami. Do bunkra wbieg³ Reds, który przekaza³ mi smutn± wiadomo¶æ.
-Kapitanie, wszystkie oddzia³y s± zajête, ale otrzymamy wsparcie ogniowe kilku baterii typu Bazyliszek.-
-Cholera!- Schowa³em rêce w twarz. Po d³ugim zastanowieniu powiedzia³em- No nic, musimy siê broniæ. Reds!
-Tak, kapitanie![?]-
-Przeka¿ wszystkim plutonom, aby zaczê³y strzelaæ z karabinów!-
-Tak jest!-
-Chor±¿y Turtlingstone, przejmiesz dowództwo, puki [póki] mnie nie bêdzie!-
-Tak, kapitanie! Ale co zamierzasz zrobiæ?!-
-Mam zamiar dokonaæ najbardziej szalonego manewru w moim ¿yciu!-
Wybieg³em z bunkra. Co si³ w nogach popêdzi³em do jednego z leman russów i kaza³[b]em wyprowadziæ ten czo³g razem z dwoma innymi na ty³y koszar, gdzie mia³em obj±æ komendê w jednym z nich [³omatkoboskoczestochowsko, przeredaguj to zdanie, bo jest bardzo trudne w odbiorze.][/b]. Gdy wreszcie zasiad³em w czo³gu rozkaza³em wyjechaæ z obozu i wjechaæ w poblisk± mg³ê. Kieruj±c siê odg³osami bitwy obkr±¿y³em [okr±¿y³em] orcz± armiê i znalaz³em siê wraz z oddzia³em leman russów na ty³ach wroga. Z ³atwo¶ci± mo¿na by³o dostrzec g³owy gargantów.
-¯o³nierze! Celujcie w g³owy tych machin!
Nim orkowie zrozumieli co siê dzieje, pierwsza z ich trzech machin zosta³a zestrzelona. Jednak zielonoskórzy nie przejêli siê tym zbytnio, s±dz±c, i¿ ostrza³ dochodzi z obozu i uparcie nacierali dalej. Mg³a opad³a. Jeden z gargantów dostrzeg³ nas i zacz±³ do nas[powtórzenie] strzelaæ. 2 [dwa]czo³gi wybuch³y, mój straci³ napêd i kierowców. Prze¿y³em ja i strzelec w wie¿yczce. Mocno krwawi³em [rozwiñ to; rykoszet przebi³ moje lewe ramiê, fragment odpryskuj±cej stali wbi³ mi siê w udo, cokolwiek.]. Na [nie]szczê¶cie gargant przesta³ siê nami interesowaæ i ruszy³ na koszary.
-Kapitanie! Kapitanie, ¿yjesz?!- [nie, umar³em, ty te¿, obaj jeste¶my w piekle ]
-Tak szeregowy, ¿yjê, ale ju¿ nie d³ugo.-
-Odniosê ciê do obozu 1. Kompanii!-
-A co z NASZYM obozem?!-
Na to ju¿ nie otrzyma³em odpowiedzi...
[W ostatnim dialogu brakuje mi opisu z kim kapitan rozmawia, co dzieje siê w okó³. Samo stwierdzenie :odniosê ciê" brzmi nieco dziwnie, co najmniej, Przeredaguj to]
Podoba siê wam? Bo nie wiem czy kontynuowaæ? Notka do graczy IG: nie znam siê na gwardii imperialnej za dobrze, wiêc wybaczcie, jak bêd± b³êdy w nazwach, lub bêdzie trochê nie klimatycznie.
Ostatnio edytowany przez kapadocja (2011-12-29 20:01:41)
Offline
Oj tam oj tam Czepiasz siê szczegó³ów
Pisz dalej i siê nie poddawaj. Moim zdaniem jeste¶ na dobrej drodze.
Offline
Z tym my¶linikiem, to nie wiem czemu, od dawna tak piszê i nikt siê nie czepia³ ;p A co do z tym w pizdu, to przecie¿ stary tekst siary z killera 2 A ca³a moja "praca" ogólnie pisana by³a na szybko, bo nie mam czasu, tu olimpiada z polskiego, tu malowanie, tam rugby no i zbytnio nie mam jak, a opowiadanie to jedna z rzeczy, któr± musia³em siê nauczyæ [nigdy nie lubi³em opowiadañ]. Ortografia: póki- jedno z bardziej przeze mnie s³ów, bo zawsze w nim robiê b³±d! Zdanie -Tak, kapitanie![?]<---- to mia³o ¶wiadczyæ o "s³u¿alczym" i pytaj±cym tonie tej wypowiedzi. Gdybym mia³ wiêcej czasu, to bym napisa³ ogólnie t³o tej opowie¶ci, bo nie wszystko mo¿na dobrze wprowadziæ nie pozbawiaj±c ca³ej wypowiedzi dynamiki. Reds jest starym przyjacielem g³ównego bohatera [Kapitana Burtona], który s³u¿y pod nim prawie od pocz±tku. Sam kapitan ma bardzo burzliw± historiê, któr± opowiem w rozwiniêciu
Straci³em przytomno¶æ. [zbyt oczywiste. Widaæ, ¿e staæ Ciê na wiêcej] To co mia³em napisaæ, ¿e g³owa mu eksplodowa³a, mózg polecia³ na ¶cianê, a jego u¶piono jak±¶ siln± trucizn±? Ja lubie pewien realizm w wypowiedzi. Burton nie by³ barczysty, co z drugiej strony mog³em zaznaczyæ we wprowadzeniu postaci, wiêc cios wymierzony bolterem [no dobra pistoletem ] przez do¶æ krêpego komisarza raczej by go og³uszy³, lub conajmniej doprowadzi³ do stanu, po którym nast±pi³by "g³eboki sen". Czo³gista, który "odniós³" rannego Burtona z pola bitwy by³ raczej postaci± epizodyczn±, u uzna³em, ¿e nie warto mu dawaæ imienia
A wiêc, [wiem, ¿e nie zaczyna siê zdania od "a wiêc", ale to nadaje zdaniu pewnej wznios³o¶ci] wracam do pracy ze zdwojon± si³± i chêci±. I dziêkujê wszystkim za chêæ przeczytania tych wypocin i zmuszenia swych miê¶ni paliczkowych do napisania komentarzy
Ostatnio edytowany przez Gruby (2011-12-29 20:42:39)
Offline